Zdażyło się tak,że Adam spytał czy pójdę z nim do kina?A ja na to,że na co?A on,że na szklana pułapkę pięć.A ja na to,że chętnie,oraz kiedy?A on na to,że 14go lutego.A rzecz działa się we wtorek.
Po wielu perypetiach,przygodach i tym podobnym sytuacjach,dwa dni później poszliśmy do kina.
Niefortunnie złożyło się tak,że siadły wizawi za nami dwa małżeństwa-na oko 40letnie,nie w stażu lecz w roczniku.
Małżeństwa okazały się niewychowanymi prostakami i po pięciokrotnym zwróceniu uwagi oraz poproszeniu żeby rozmawiali trochę ciszej,skafander stracił cierpliwość.
Aż sama się teraz dziwię,że tak kulturalnie ją stracił,bo skafander pozbawiony cierpliwości jest niczym bukiet w wypowiedziach ustnych a tu taka niespodzianka!
Ale możliwe,że to przez świadomość obecności dziecięcia albo przez wizję piątkowej planetoidy,któa co prawda nie uderzyła,ale przelatywała całkiem blisko,kto wie?
No i zaczęłam…w sposób subtelny i elegancki…zaczęłam tym państwom przeszkadzać.Ale,żeby nie było,zaczęłam przeszkadzać szeptem!
Wówczas to najbliższy z mężów-bo ja zwracałam się raczej do żon-bo to one gadały-obudził w sobie Lancelota łamane przez Zawiszę i rzekł,że jak mi przeszkadzają to żebym się przesiadła.
Nie wypotencjometrował jednak swego głosu i to co miało być niezbyt głośne okazało się krzykiem.
Ha!Wobec takiego dictum zaczęłam im przeszkadzać bardziej-i nadal spokojnie i kulturalnie-wypowiedziałam się na temat zasad obowiązujących w kinie,odwołałam się nawet do ich serc i sumień,gdyż nie prosiłabym ich o cichsze zachowanie gdyby mi ono nie przeszkadzało.Spytałam nawet czy może oni pierwszy raz w kinie,gdyż dysponowałam instrukcją obsługi i skalą głośności wypowiedzi podczas seansu.
A że akurat stałam na fotelu centralnie między nimi a ekranem,a w tym momencie Brus efektownie zakorkował właśnie jedną z ulic,jedna z żon-ta bardziej gadatliwa przyznam-widocznie straciła swoją do moich próśb cierpliwość i powiedziała „odwróć się i nie wydziwiaj,wszyscy gadają to i ja będę głośno gadała”
och i ach ze tak powiem
Tak się złożyło,że podczas jej prelekcji w filmie był ten Cichy Moment kiedy już wszystko co miało wybuchnąć-wybuchło,to co będąc metalem pogięło się wśród zgiełku giętej blachy,to co miało się rozprysnąć miliardem odłamków szkła-rozbryzgło się a niektóre elementy spowijał dym i nastała tak jakby CISZA.
Skafandrowi już od dawna nikt w kaszę nie dmuchał,a po „wszyscy gadają to i ja będę,oraz po odwróciu,bo ja z nimi na ty nie przeszedłam” był nieco oszołomiony tokiem rozumowania żon,ryknął na cały głos-tak wiem nie było to już kulturalne-”Jak Państwu Przeszkadzam To Niech Się Państwo Przesiądą!”
Małżeństwa z zaskafandrowego rzędu nie odezwały się do końca filmu,a salę opuściły w chwili ukazania się napisów,truchtem.
***
Poza tym kupiłam sobie sweter z kapturem.
W najśmielszych snach o podtekście konfekcyjnym nie powiedziałabym,że ładnie mi w tak ewidentnym różu.