W piątek będąc na zewnętrzu skonstatowałam iż stan magazynowy śniegu ma status niewystarczający.
A potem była sobota i niedziela z nieustającym opadem w połączeniu z wiatrem.
Napadało pół metra a w miejscach nieosłoniętych od wiatru metr.
Co prawda nie był to mój ulubiony śnieg,tylko taka kasza manna zacinająca ze wszystkich kierunków,ale tez się liczy.
W nocy nie padało,ale od rana lecą leniwie płatki śniegu wielkości talerza!
Mówię wam czad.
ma zi ma zi ma zi
Q zaskakującemu zaskoczeniu śnieg nadal pada
Sama już nie wiem czy to jakaś Anomalia.
Bo śnieg w grudniu? Niesłychane!
No i że taka pada bezprzerwicznie.
Wiecie to Co Najmniej Podejrzane…
A w ogóle,to dlaczego jest zimno?
Dlaczego zimą jest zimno?
To po prostu nie jest normalne!
Węszę spisek.
Od kilku dni przy domu i w okolicy grasują Budowniczowie Bałwanów.
Alek wydrążył piękne śniegowe igloo,które zostało zaanektowane przez koty,które-zwłaszcza Kawa-powróciły do domu na dłużej,a jak wychodzą to szybko wracają,całe ośnieżone.
Okazało się niestety,że kocie igloo przeszkadza sąsiadce-tej która ostrzegała onegdaj wnusię,że ją „kot POLIŻE”-ponieważ uważa ona że takie kąstrukcje zagrażają jej murkowi.
Bo ona ma murek z cegiełek i bardzo go kocha i o niego dba jak o własne dziecko i strzeże go jak oka w głowie.
Rafał przyjął do wiadomości,że wobec faktu igla murek czuje się zagrożony i nakazał dzieciom budować po drugiej stronie.
Po lekcjach trzy godziny Alek z Michałem przenosili śnieg z okolic murka,w okolice bramy.A potem drążyli na dwie łopaty wejście,komory i inne takie cośki,które są w każdym porządnym schronie.
Wczoraj rano widziałam na naszym drzewie ptaka.
Sądząc po kolorze sikorkę.
Chwile później widziałam Czarną Kometę zmierzająca w ptasim kierunku.
Padał śnieg więc widoczność była ograniczona i pewnie nigdy nie dowiedziałabym się co to u licha za czarne komety latające po moim niebie,gdyby chwilę później Kawa nie przyniosła sikoreczki.
Rano okazało się,że koty wolą wychodzić od strony ulicy.Nie wiedziałam dlaczego,dopóki nie zobaczyłam Mgły skradającej się na grani płotu,która po przykicianiu z płotu zeskoczyła i zapadła się po uszy w śniegu.
Po Uszy:)
A potem jak zając przykicała do drzwi balkonu.Bo musiała się wybijać z podłoża żeby się przedostać od huśtawki do wejścia.
Wcale się nie śmieję,to bardzo ładnie wyglądało po prostu.
A śnieg nadal pada.
Armagedonicznie.
Przyczyny takiego stanu rzeczy nadal pozostają tajemnicą.
Ale po namyślę sądzę,że może to być sprawka hiszpańskiej inkwizycji.
Dziś blog mi mówi”bądź modny”
jeszcze czego
pfff
***
oraz okolicznościowo
--- Article Removed ---
***
*** RSSing Note: Article removed by member request. ***
***
Ozimina-przepadłam ja i on* razem
W tem pięknem dniu słoneczno-zimowym postanowiłam udać się na wycieczkę do miasta.
Zachciało się burżujce jednej,rozpasanej zmienić dostawcę internetu,skutkiem czego od stycznia nie mam w domu internetu mimo,że nowa umowa zawarta została w połowie grudnia.
Toteż odziawszy się do pory roku odpowiednio,wyruszyłam w drogę.
Brak pomyślunku i nagłość decyzji srodze mnie kosztowały!
Umyśliłam sobie bowiem,że do miasta dostanę się za pomocą autobusu.
Jakież było moje zdziwienie,jakiż zawód nadziei płonnej,gdy okazało się,że autobus nieodmiennie odjeżdża o 10.04 oraz o 11.20.
A była godzina 10.14.
W głowie natychmiast postała myśl chytra a przebiegła,co też pierwiastek mój porabia,gdy na 11tą do szkół bieży,zawszeć twierdząc iże autobus o 10.20 odjeżdża?!
Cóż było robić? Zamiar przedsięwzięty należy ukończyć.Toż teraz do dom wracać wstyd.co sąsiedzi powiedzą,gdy mię taką powracająca ujrzą? Że paniusia sobie SPACERY JAKIEŚ DURNE urządza i wytykać palcami potem będą i prześmiewać do siódmego pokolenia.A w prawie do takiego traktowania będą.Toż zachowanie takie nie przystoi damie czwarty krzyżyk noszącej,pani na włościach,matki dzieciom.
Zawinęłam tedy połą płaszcza krasnego i dalejże w drogę sposobem pieszym.
Dzień jak wspomniałam był pogodny,słoneczny,śnieg skrzył się srebrzyście migocząc w słonecznych promieniach,a miejscami jeszcze cieniem pokrytymi legł w sinych smugach.
Poczęłam natenczas brnąć po intymne części** w kopnym śniegu,miękkim i miałkim a lepkim niemiłosiernie.
Droga złociła się czarną wilgocią asfaltowej wstęgi.Wietrzyk lekki muskał bladą twarz mą od słońca odwykłą.Było ciepło i przyjemnie.Poddałam się zatem myślom i refleksjom a także rosnącej ekscytacji wywołanej przez ruch fizyczny.
Mięśnie z początku oporne,zakrzepłe od ciągłych samochodów rychło przypomniały sobie dlaczegóż przodkowie zeszli z drzew i w mig poczęły gładko prężyć się pod modrą materią dżinsu.
Dziarsko zarzuciwszy sobie umbrelę na prawe ramię szłam niezłomnie a hardo.W pogardzie mając niebezpieczeństwa błotnych rozbryzgów,które zdarzały się po przejeździe wyjątkowo okazałego automobilu,gdyż będąc uważną i czujną zdanżałam zawsze w porę uskoczyć.
Wszystko mnie cieszyło wówczas;i śnieg i słońce i przelatujące od południa tiry i szalik niemrawo powiewający wśród nielicznych podmuchów i cały świat.
A śnieg najbardziej.
Sąsiad mój bynajmniej tego zachwytu nad białą pierzynką nie podziela.Śnieg jest jego wrogiem a on wrogiem śniegu.Odgarnia i usuwa ze swej siedziby nawet jak śnieg nie pada i od dni wielu nie padał.Podwórzec u niego wylizany niczym psia miska do której dobra gospodyni nasypała kaszy ze skwarkami.
Czasem widzę jak powitawszy dzień charknięciem soczystym-co ma sąsiad mój w zwyczaju,staje i łapę w kułak zwinąwszy śniegowi wygraża.Bo jakże to ten śnieg,bezczelnie i bez pozwoleństwa na sąsiadową domenę się padać ośmiela?! Jakimż prawem samowolę tak przykrą sąsiadowi uprawia?A najgorzej jak się z wichrem północnym skuma i już nie tylko ten śnieg co prosto z nieba sypia,ale też ten co na moim dachu zgarnia i na sąsiadowy polbruk rzuca.Sąsiad nie wierzy w dla śniegu zabójczą moc słońca,ani w wiosnę.
Ja takich uczuć dla śniegu nie żywię,ba lubię go i mile witam.
Tak też na rozważaniach mijała mi droga.
Nie wiła się ona w wężowych meandrach,po prawdzie to był tylko jeden meander/meandr.
Dotarłszy do rogatek skręciłam na północ i dalej już po miejsku odśnieżonym traktem szłam dalej,mijając fabryki,składy i inne tego typu budowle.
Wówczas ujrzałam na przystanku człeka.
Stał on beztrosko i najwidoczniej sądząc po nonszalanckiej postawie na transport czekał.
Podeszłam zaciekawiona takim stylem bycia gdyż według mojego chronometru,do najbliższego autobusu pozostała niemal godzina.Na cóż więc ten poczciwiec czeka?Może to ja w omyłce byłam?
Zbliżywszy się zerknęłam niby ukradkiem na rozkład,potem z kieszenia wyciągłam czasomierz i dokonywałam obliczeń.Na to on podszedł ku mnie i zagadnął wesoło”dzisiaj będzie” .Co się oczywiście tyczyło autobusu.Wyprowadziłam go tedy z błędu pokazując,że autobus owszem dzisiaj będzie ale nie wcześniej niż za cztery kwadranse.
Po czym ruszyłam dalej.
Wyjaśniła sie także tajemnica autobusu o 10.20 gdyż minął mnie on jadąc z przystanku na który nie poszlam myśląc że nie warto nadkladac czasu i drogi.
Wtem z nagła słyszę za sobą kroki spieszne,nagłe.
Oglądam się,a to ów starszy jegomość szparko za mną bieży.
Zatrzymałam się pozwalając mu zrównać swój krok z moim i dech złapać,gdyż zasapał się nieco tą krótką wszakże przebieżką.Postanowił imć pan za dobroć mu okazana odwdzięczyć się mi odprowadzeniem na przystanek najbliższy,mimo,że go poinformowałam,że w planach mam dojście aż do samego centrum miasta.Opowiedział mi o swojej zonie co to z nią już 46 rok i złotych godów nynie wyglądają,ja mu na to odporłam,ze ze szkół dziatwę zamiar mam odebrać z miasta popoledniem wracając.
Jednakowoż,doszedłszy do przystanku okazało się,że za minut dwie nastąpi odjazd autobusu,który właśnie ku centrum zmierza.Skusiłam się na to i odczekawszy planowe dwie minuty wsiadłam do auta.
Przyjechawszy do miasta zatrwożyłam się niezmiernie i niepojętno.
Jakież mrowie luda!Ileż aut naokoło!Tuj bryczka,tu fura znowu,tam wóz autobusiasty!
Odwykłam od ludzi i zdziczałam nieco na tym odludziu.Dziwnie mi i niezwyczajnie się w takiej ciżbie obracać.
Wracam tedy do mojej samotni od świata rotundą kotów się otoczywszy,lektury w alkowie zażywać.
Do widzenia państwu.
*-kretes
**-po kostki
Dalsze burzliwe dzieje pirata Skafabdbara
Złupiwszy komunikację miejską na kwotę 2,80pln znalazłam się w domu.
Po czym zostałam zaproszona do kina na Brusa,o czym napiszę inną razą,gdyż relacja piśmienna została w domu.
Dziś opowiem o sobie.
Zaniemogłam bowiem w okolicznościach tajemnych i nieznanych na drugi od prawej palec lewej nogi.
Nie jest to dolegliwość,bo mi nie dolega,jest to rzadko spotykana uciążliwość gdyz mi Uciążliwia.
Po polsku można to ująć słowami”jak chodzę to mi palec chrobocze dziwnie jakbym miała dodatkowy staw gdzieś w środku”.
Oraz mrowi.
Znaczy mrowi jak już zachrobocze.
Dzieje sie to najczęściej gdy używam stóp.
O tym jak skafander do kina poszedł i co z tego wynikło
Zdażyło się tak,że Adam spytał czy pójdę z nim do kina?A ja na to,że na co?A on,że na szklana pułapkę pięć.A ja na to,że chętnie,oraz kiedy?A on na to,że 14go lutego.A rzecz działa się we wtorek.
Po wielu perypetiach,przygodach i tym podobnym sytuacjach,dwa dni później poszliśmy do kina.
Niefortunnie złożyło się tak,że siadły wizawi za nami dwa małżeństwa-na oko 40letnie,nie w stażu lecz w roczniku.
Małżeństwa okazały się niewychowanymi prostakami i po pięciokrotnym zwróceniu uwagi oraz poproszeniu żeby rozmawiali trochę ciszej,skafander stracił cierpliwość.
Aż sama się teraz dziwię,że tak kulturalnie ją stracił,bo skafander pozbawiony cierpliwości jest niczym bukiet w wypowiedziach ustnych a tu taka niespodzianka!
Ale możliwe,że to przez świadomość obecności dziecięcia albo przez wizję piątkowej planetoidy,któa co prawda nie uderzyła,ale przelatywała całkiem blisko,kto wie?
No i zaczęłam…w sposób subtelny i elegancki…zaczęłam tym państwom przeszkadzać.Ale,żeby nie było,zaczęłam przeszkadzać szeptem!
Wówczas to najbliższy z mężów-bo ja zwracałam się raczej do żon-bo to one gadały-obudził w sobie Lancelota łamane przez Zawiszę i rzekł,że jak mi przeszkadzają to żebym się przesiadła.
Nie wypotencjometrował jednak swego głosu i to co miało być niezbyt głośne okazało się krzykiem.
Ha!Wobec takiego dictum zaczęłam im przeszkadzać bardziej-i nadal spokojnie i kulturalnie-wypowiedziałam się na temat zasad obowiązujących w kinie,odwołałam się nawet do ich serc i sumień,gdyż nie prosiłabym ich o cichsze zachowanie gdyby mi ono nie przeszkadzało.Spytałam nawet czy może oni pierwszy raz w kinie,gdyż dysponowałam instrukcją obsługi i skalą głośności wypowiedzi podczas seansu.
A że akurat stałam na fotelu centralnie między nimi a ekranem,a w tym momencie Brus efektownie zakorkował właśnie jedną z ulic,jedna z żon-ta bardziej gadatliwa przyznam-widocznie straciła swoją do moich próśb cierpliwość i powiedziała „odwróć się i nie wydziwiaj,wszyscy gadają to i ja będę głośno gadała”
och i ach ze tak powiem
Tak się złożyło,że podczas jej prelekcji w filmie był ten Cichy Moment kiedy już wszystko co miało wybuchnąć-wybuchło,to co będąc metalem pogięło się wśród zgiełku giętej blachy,to co miało się rozprysnąć miliardem odłamków szkła-rozbryzgło się a niektóre elementy spowijał dym i nastała tak jakby CISZA.
Skafandrowi już od dawna nikt w kaszę nie dmuchał,a po „wszyscy gadają to i ja będę,oraz po odwróciu,bo ja z nimi na ty nie przeszedłam” był nieco oszołomiony tokiem rozumowania żon,ryknął na cały głos-tak wiem nie było to już kulturalne-”Jak Państwu Przeszkadzam To Niech Się Państwo Przesiądą!”
Małżeństwa z zaskafandrowego rzędu nie odezwały się do końca filmu,a salę opuściły w chwili ukazania się napisów,truchtem.
***
Poza tym kupiłam sobie sweter z kapturem.
W najśmielszych snach o podtekście konfekcyjnym nie powiedziałabym,że ładnie mi w tak ewidentnym różu.
A ponieważ jutro tu nie przyjdę
Z okazji 8 marca życzę wam żebyście wszyscy byli kobietą.
Siedzę i zarządzam blogiem aż mi się uszy trzęsą
Co sprytniejszy obserwator zaobserwował już zapewne widoczną nieobecność mojej obecności wirtualnej.
Jednakowoż jestem już podłączona do internetu powietrznego i teraz nawet wiosna nie ruszy mnie z domu.
Zaległości nadrabiam.
Blog w pajęczynach.
Na poczcie chwasty po kolana.
Zdjęć do dodania pół miliona.
Jest brązowe,skacze,ma torbę,mieszka w Australii,na literę B?
Cierpię wyobrażalne katusze.
Wczoraj przedawkowałam internet i poszłam spać dziś o trzeciej w nocy.
W międzyczasie zeżarłam wszystkie łuskane pestki jakie były w domu,w spiżarni i w innych zakamarkach i teraz nie mam ani kawałka co jest złe.
Nie,no nie mogę,idę poszukać,może gdzieś jest jeszcze jedno opakowanie
Zdarzyło się tak,że zgrubłam
Normalnie wzięłam i zgrubłam.
Niespodzianie i zaskakująco dla wszystkich.
Nie mieszczę się w swoje ciało!
W związku z czym urosły mi kompleksy.
Lewy i prawy i obecnie nie mieszczą się w dłoni.
Wszędzie mam jakieś Nadmiary.
Na przykład zgrubły mi nogi w okolicach ud i brzuch w okolicach talii i ledwo ledwo wciskam się w rozmiar 34.
W związku z czym postanowiłam się odchudzić.
Ja wiedziałam,że starzenie się będzie ekscytujące,ale czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałam.
Ponieważ w odchudzaniu się nie mam za bardzo doświadczenia na początek będę chodzić na bieżnię,żeby na niej chodzić a nie To Drugie(mrug okiem do frotki).
I Rafał mi jeszcze powiedział,ze muszę mniej jeść,bo pomimo tego,że nie wierze w kalorie,nie jest wykluczone,że one nie wierzą we mnie.
W dodatku przeczytałam w jakiejś krzyżówce,że kaloria to jednostka energii i moje ciało gromadzi tą energię na wypadek gdyby wymarły wszystkie antylopy przy wodopoju.
Jestem przeciwna wymieraniu antylop,uznaję logiczność tego argumentu.
Będę jeść tylko trzy opakowania pestek z Lidla dziennie.Albo jakieś inne kalorie,nie wiem,jabłko?
Gdzieżeś?!
W jakiż żeś las poszła edytowania notki umiejętnościo?!
W każdym razie wyżej wspomniana zdolność jest nieobecna i muszę teraz albo myśleć o wszystkim na raz i powoli oraz niezapominająco-nie wykluczam że mam niedobory magnezu jak radyjno-reklamowy Antoś,którego rodzice faszerują suplementem-albo pisać osobne notki na ten sam temat.
Bo dziś w windzie było lustro i odkryłam,że utyły mi poliki!!!!
Będąc młodą dietecistką…
Notka posiada pozytywną opinię instytutu matki i dziecka.
Przed przeczytaniem zapoznaj się z ulotką niedołączoną do opakowania.
Niewłaściwie stosowana może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Od trzech dni jestem na diecie i uprawiam siłownię.
W związku z czym mam Przemyślenia oraz Refleksje.
Pierwszego dnia zjadłam:kawę,opakowanie pestek i dwie tortille.
Kawa nie miała kalorii,serio,nie wyglądała na taką,która by miała.
Pestki miały kalorii 600.
Tortille nie miały żadnych kalorii,bo na opakowaniu nie było informacji na ten temat.
Na siłowni spaliłam około 400 kalorii,bo nie policzyłam dokładnie ile,bo uprawiałam bieżnię(nuda jak 150),rowerek(w sumie ujdzie,ale trochę nudno) i przypatrywanie się innym ludziom.
Drugiego dnia zjadłam:kawę,opakowanie pestek,kawałek grapefruta i zupkę chińską.
Kawa nie miała kalorii,skoro poprzednia nie miała,to skąd ta by miała mieć?
Pestki miały 600 kalorii.
Kawałek grapefruita nie wiem ile miał,ale podejrzewam,że co najmniej 5 kalorii.
Zupka chińska miała 71 kalorii.
Na siłowni spaliłam 250 kalorii jadąc przez godzinę na rowerku i rozwiązując krzyżówkę.
Po dwóch dniach mam już Wyrobione Zdanie na temat tego co sądzę o siłowniach.
-siłownie są nudne
-chodzenie na bieżni jest nudne
-jeżdżenie na rowerku też jest nudne ale nie tak bardzo jak chodzenie na bieżni
-przypatrywanie się ludziom jest ciekawe,bo zachowują się dziwnie
-idąc na siłownię należy zaopatrzyć się w krzyżówkę albo książkę,bo inaczej jest nudno i zniechęcająco
-oglądanie telewizji,bez słuchawek jest świetnym ćwiczeniem dla kogoś kto uczy się czytać z ruchu warg
-dlaczego ja się nie pocę,nie czerwienieję na twarzy i nie dyszę?czy robię coś źle?
Dziś odwiozłam chłopaków do szkoły i też poszłam.
Postanowiłam,że jednego dnia będę bieżnikować,a drugiego rowerzyć i tak na zmianę.
Bo pamiętamy chcę usunąć grubość ud.
Na siłowni jest dużo mnóstwo urządzeń,do różnych rodzajów ćwiczeń.Niektóre niepokojąco fikuśne.Jeszcze wszystkiego nie obczaiłam,ale jeśli będę każdego dnia odkrywać nowe zakamarki,któregoś razu na pewno znajdę maszynę do ćwiczenia mięśni uszu.
Wracając do teraźniejszości.
Dziś zjadłam kawę-bezkaloryczną.
Właśnie zalałam wrzątkiem siedemdziesięciojednokaloryczną zupkę.Mogę po południu zjeść opakowanie pestek i może coś owocowego,albo brokuł(koniecznie z masłem,bo jak inaczej)
A już spaliłam 225 kalorii.
Podsumuwując doszłam do logicznego wniosku,że jestem na diecie 400 kalorii.
Nie jestem matematycznym orłem,ale jeżeli jem 600 a spalam około 200 to zostaje mi 400.
Oczywiście mam wiele lęków i niepokojów związanych z dietą.
Czy kawa zawiera dostateczną ilość witamin?
Dlaczego nadal nie wytwarzają mi się fizjologicznie endorfiny bo nie zauważyłam ani jednej?
Czy pozostać prawdziwą reklamową kobietą i mieć krągłości,czy schuść do tyle do ile byłam wcześniej i być kobietą bezkrągłościową(sztuczną?)
Za miesiąc sprawdzę,czy moje siłowanie się i dieta działają,ale już dziś znalazłam dla niej nazwę.
Diety lubią mieć nazwy,nie wiem czy dieta bez nazwy w ogóle się liczy.
Ponieważ najbardziej na tej diecie jem pestki słonecznika,moja dieta nazywa się Tukan.
I wiem już czego mi brakuje w nowym komputerze,fotoszopa tu nie mam,bo jest w komputerze Alka,a ja chyba nie umiem znieść go na dół.
zdecydowanie bez tytułu
Znalazłam juz prawie wszystko po zamianie komputerowej.
Oprócz zdjęcia z pulpitu.
Ulubionych stron.
Wejścia i hasła do serwery.
Ale doprawdy,przecież jak będę chciała dodać jakieś zdjęcie,wystarczy,że skopiuję je na mojego przenośnego,czerwonego wkurzonego ptaka i pójdę do Alka do pokoju,gdzie dzieło dokona się.
Przecież to żadna Niedogodność ani tym bardziej Komplikacja.
Czyż nie?
Musze tu zaznaczyć,że nienawidzę zamian komputerowych.
Uważa się
za bardzo podejrzane
że Adam potajemnie uprawia jakieś tajemnicze sporty
a ja dowiaduję się o tym dopiero jak przynosi złote medale.
Z pamiętnika dietecistki 2
Po pierwszym razie na siłowni,byłam wielce rozczarowana.
Głównie siłownią.
Szczególnie tym,że jest to cholernie nudne.
Nie wydzieliła mi się też ani jedna endorfina,o których to zapewniał mnie Rafał.
Jestem całkowicie pewna,że zamiast niej wydzieliła mi się Nudorfina.
Jednakowoż!
Gdy już odkryłam Te Inne Rzeczy,które można robić na siłowni,okazało się,że zmieniłam zdanie.
To niepodważalny dowód na to,że jestem osobą,która musi wszystko sprawdzać układem dokrewnym.
Znaczy,nie żeby to była jakaś nowość,nie?
Nadal jestem też na diecie,ale liczę już tylko pestki i zupki,bo Doprawdy(!!!) jak mam policzyć kalorie w sosie greckim,który znalazłam w zamrażarce,albo gołąbki,które mi przyniósł Adam od mojej mamy,albo kanapkę z takim chudym mięsem,pokrojonym do prawie-przezroczystości i rzodkiewką?
Podejrzewam,że są to potrawy Niepoliczalne.
Każdy element spożywczy zawiera wartość energetyczną o ile na opakowaniu umieszczono stosowną o tym informację,więc tego czego nie mogę policzyć,po prostu nie liczę.
Miałam silną pokusę aby zważyć swoje ciało
wiecie,na temat czy dieta działa.
Na szczęście dzień wcześniej waga się popsuła i pokazuje teraz 24 kilogramy.
Zawsze,.
Wszystkim.
Zapraszam chętnych do łazienki w celu poprawienia sobie humoru
Nadal przebywam na diecie
Znów nie mogę policzyć kalorii w kopytkach,dwóch łyżkach śmietany i cukrze.No przecież nie będę liczyć każdego kryształka pfff z resztą moja dieta nigdy nie była oparta na liczeniu,to raczej luźne wskazówki.
Obudziły się żaby i są niebieskie.
Bardzo efektowne w promieniach słońca.
Alek zauważył nawet jedną sprytną żabę,która usiadła drugiej na plecy podczas przechodzenia przez ulicę.
Takie żabie taxi.
O,w telewizji właśnie wybuchła cysterna!
A Adam tak się wciągnął w wybuchy,że nie widzi,że Śruba wylizuje mu śmietanę z talerza:)
Tak,nadal liże,właśnie przepchnęła łapką kopytko na dalszy plan,bo jej przeszkadzała w dotarciu do śmietanowych złóż.
Rozpoczął się sezon na ptaszki. JJ kilka dni temu przyniósł mi do kuchni szpaka.
Okazuje się że
24 kwietnia 2013
pani Agnieszka w Biedronce poprosiła skafandrę o udowodnienie swej pełnoletności
26 maja 2012 skafandra siedząc w kuchni odkryła posiadanie pozbawionego pigmentu włosa na głowie,z radości wyrwała go i schowała do foliowego woreczka na pamiątkę
się pytam co jest nie tak?
(zwłaszcza,że dowód mi się przeterminował w lipcu ubiegłego roku i teraz jestem bardzo incognito
Gruby skafander
Grrruuuubyyyy
puchowy
z podpinką
anorak taki
moja dieta czuje się świetnie
nie ważne czy działa czy nie
jest moja i będę ją kochać bez względu na wszystko
dziś poszłam na górę z pędrajwem,żeby dodać porządną,przyzwoitą notkę ze zdjęciami,ale kot spał na fotelu,spróbuję później.
Z bardziej przyziemnych rzeczy,to zagrabiłam ogród,bo głównie uprawiam piasek,ale okazało się,że w ubiegłym roku zapomniałam wyjąć z niego dwie cebule i teraz podstępnie wyrósł z nich szczypior.